Potrzebowałam "na szybko" zrobić pieczywo dla gościa, który miał zostać u mnie przez cały weekend.
Nie chleb - bo to za długo. I nie bułki - bo zupełnie nie chciało mi się ich formować.
Postanowiłam więc zrobić coś pomiędzy chlebem i bułkami. Miałam w planie bagietkę, ale bardzo możliwe, że wyszła mi angielka. Samej trudno jest mi to ocenić...
15 g świeżych drożdży wymieszałam z 1/2 łyżeczki cukru i łyżką wody. Tak przygotowany zaczyn odstawiłam na ok. 15 minut.
Zaczyn połączyłam z 300 g mąki pszennej oraz z około 50 g mąki graham, dodałam również 30 g oleju, 150 ml wody i łyżeczkę soli i zagniotłam ciasto. Miskę przykryłam folią spożywczą i zostawiłam w niej ciasto do wyrastania na 1 godzinę, a konkretniej - do podwojenia objętości.
Po tym czasie, uformowałam z ciasta dwa długie paluchy, które zostawiłam, na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, do wyrastania na kolejną godzinę.
Piekłam 15-20 minut w 200 st. C z termoobiegiem.
Cóż to wyszło? Bagietka czy angielka? Co obstawiacie? ;)
izabelka:)
OdpowiedzUsuńHaha, świetne! Na to nie wpadłam ;)
OdpowiedzUsuńOd dziś będę piekła tylko izabelki :)))