Wczorajsza niedziela powitała mnie ulewnym deszczem i burzą. Pogoda zmieniła się w ciągu 15 minut tak diametralnie, że byłam pewna, iż ten dzień spędzę w domu.
Skoro deszcz pokrzyżował mi plany wyjściowe, postanowiłam zająć się moim śniadaniem. Pierwotny plan zakładał kubeczek twarożku z pomidorem, jednak ze względu na burzowe chmury, postanowiłam osłodzić sobie poranek. A gruszka mi w tym pomogła!
Omlet - jak omlet, jajo, mleko i mąka. Właściwie to wyszedł mi sztywniejszy naleśnik, który miał stanowić bazę, tło dla gruszki, dlatego nie dodawałam do niego cukru.
A gruszka? Pokroiłam ją na ćwiartki i podsmażyłam na masełku. Alena tym nie koniec! Kiedy gruszka była już delikatnie złocista od masełka, zalałam ją złotym syropem, obtoczyłam w nim każdą ćwiartkę mojej gruszki i poczekałam aż złoty syrop lekko zgęstnieje. Dopiero tak przygotowaną gruszkę położyłam na moim omlecie.
Burzo! Dziękuję, że nawiedziłaś moje miasto! Dzięki Tobie moje niedzielne śniadanie było wyjątkowe :)
No właśnie! Sezon na gruszki się zaczął. A ja zrobię zupę z selera i gruszki :)
OdpowiedzUsuńIw.
Moje niedzielnie śniadanie też było wyjątkowe :D przez niespodziewanego gościa:)
OdpowiedzUsuńIw.
A co przygotowałaś? Kanapki "ze serem"? :P
OdpowiedzUsuń